Tuesday, June 06, 2006

Czytać trzeba umieć

"Zofia Amundsen wracała ze szkoły do domu. Pierwszy odcinek drogi przeszła razem z Jorunn. Rozmawiały o elektronicznych robotach. Jorunn twierdziła, że mózg człowieka jest jak skomplikowany komputer, ale Zofia nie była pewna, czy się z nią zgadza. Człowiek musi być chyba czymś więcej, niż tylko maszyną?"
Jostein Gaardner "Świat Zofii", Wydawnictwo Jacek Santorski & CO

Poznajcie moją nową miłość. Romans zaczął się wyjątkowo nietypowo- któż bowiem spodziewałby się, że jakikolwiek egzemplarz książki "Świat Zofii" będzie mieć na okładce naklejkę Biblioteki Wyższej Szkoły Bankowej? Dla mnie to było duże zaskoczenie, co nie przeszkodziło mi bez wahania wypożyczyć zagubiony pośród literatury ekonomicznej, prawnej i marketingowej egzemplarz książki... o filozofii.

Jestem dopiero po pierwszym rozdziale, ale jedno mogę już powiedzieć o powieści: po przeczytaniu tego rozdziału czuję się jak największy fan kryminałów po przeczytaniu genialnego rozdziału pierwszego genialnego kryminału ledwo co wydanego przez genialnego autora kryminałów.

Tyle reklamowania- przejdźmy do właściwego tematu niniejszego posta. Cytowany fragment jest pierwszym akapitem książki. Mój wybór może wydawać się dziwny- po książce o filozofii można byłoby przecież spodziewać się milionów bardziej interesujących cytatów, porażających swoją głębokością i mądrością, a tu co? Wypisuję sobie o jakiejś Zofii wracającej sobie z jakiejś szkoły z jakąś koleżanką...

Byłbym w stanie zrozumieć to zdziwienie, gdyby nie fakt, że już na początku widzimy, że nie jest to jakaś Zofia i jakaś tam koleżanka. Przecież nie każda para koleżanek, wracając ze szkoły, rozmawia sobie o robotach i naturze człowieka. Dziewczyny nie ucinają sobie tu pogawędki o sukienkach, perfumach, chłopakach, zadaniu domowym czy czymś podobnym. Już na początku widać, że coś tu nie gra, coś jest nie tak.

Otóż to. Zofia już na pierwszych stronach książki okazuje się być dziewczynką, która, pomimo zbliżających się piętnastych urodzin, bardzo dużo myśli i wykazuje niespotykaną wręcz skłonność do częstego filozofowania. No cóż, po dziewczynce, która nazwała swego żółwia Gowinda, a na kota woła per Shere Khan (bo kolory jego sierści upodabniają go do tygrysa), można spodziewać się wszystkiego. :)

U wielu już ten pierwszy akapit sprowokuje myśli typu: "co za głupia książka". Wielu nie zdaje sobie bowiem sprawę, że takie rzeczy autor może wypisywać nie dlatego, że jest "ah, jakże wielkim filozofem" i otacza się samymi "ah, jakże wielkimi filozofami" w takim stopniu, że nawet jego piętnastoletnia córka ma zadatki na "ah, jakże wielkiego filozofa". Nie wszyscy zdają sobię sprawę, że wszystko może zależeć od konwencji, w której napisany jest dany tekst.

Konwencja- pewien ustalony styl, stosowany do przekazania jakiejś myśli, ujawniany w środkach stylistycznych, konstrukcji fabuły, bohaterów- nie ma być czymś, co pisarz bezczelnie wykorzystuje, by zawoalować przekazywane myśli, byleby tylko czytelnik przypadkiem nie odkrył, o co biega. Odpowiednio wykorzystana konwencja wywołuje efekt odwrotny- świadomy jej istnienia czytelnik jest w stanie "czytać między wierszami", lepiej wczuć się w tekst i, w efekcie, wynieść z lektury o wiele więcej, niż taki "nieświadomy" czytelnik.

W przypadku "Świata Zofii" teoria ta sprawdza się w stu procentach. Powiem więcej, ta wiedza jest przy lekturze książki wręcz niezbędna. Konwencja wybija się tu bowiem już od pierwszego akapitu, a w kolejnych jest jeszcze bardziej jaskrawa. Konwencja pewnej nierealności, baśniowości, zmuszająca do przyjęcia jako fakt, że tak młoda dziewczyna jest w stanie filozofować, myśleć więcej i intensywniej, niż niejeden dorosły człowiek. Bez przyjęcia tej konwencji książka jest zupełnie nieczytelna- nie da się zrozumieć, że Zofia jest tu tylko pretekstem do przedstawienia całej historii filozofii w (wcale nie tak małej) pigułce- w sposób o wiele bardziej przystępny, niż jakikolwiek tekst popularno-naukowy byłby w stanie przedstawić.

Jaki wniosek wypływa z powyższych wynurzeń? Czytać trzeba umieć- nie wystarczy tylko znać literki. Niezbyt odkrywcze, prawda, ale na głębsze przemyślenia, sprowokowane przez "Świat Zofii", przyjdzie jeszcze czas. :)

8 Comments:

Blogger dis said...

Pod myślą przewodnią tego posta podpisać się mogę "obiema ręcami".
Zastanawia mnie tylko, gdzie spotkałeś się z wykorzystaniem konwencji jako dodatkowej "zasłony dymnej"? Bo nijak sobie nie mogę przypomnieć (więcej - wyobrazić) takiego wykorzystania...

3:43 PM  
Blogger Avraxis said...

Spotkać to się chyba nigdzie nie spotkałem, ale już reakcje np. na lektury szkolne pokazują, że wiele ludzi nie wie, że istnieje coś takiego, jak konwencja i przez to wielu rzeczy w tekście nie rozumie- czytaj: traktują jako niepotrzebne udziwnienie, które utrudnia odbiór. To- choć ujęte trochę bardziej ironicznie- miałem na myśli pisząc o "zasłonie dymnej"

4:14 PM  
Blogger dis said...

Drogi Avraxisie, dalej przemawiasz ogólnikami, a ja - biedny miś - muszę kminić, coż to za pozycje miałeś na myśli:)
Bo (jeśli mówimy o lekturach) czym innym są ludzie narzekający na Gombrowicza "bo to pierdoły jakieś" - że też ich rodzice nie mieli tyle taktu, żeby sobie zafundować aborcję - a czym innym ci zauważający miałkość Borowskiego na tle "Innego świata" czy nieszczęsnych nadniemeńskich kibici na tle - pisanych przecież przez rówieśników Orzeszkowej - "Lalki" czy "Zbrodni i Kary" (że o Trylogii nie wspomnę).
Tak czy siak, nieumiejętność wyczytania konwencji między wierszami jest tyle smutna, co irytująca - dyskusje z fanami hard S-F nt. fantasy ("ale nakładając iluzję musiał generować co najmniej 360 różnych obrazów, przecież to niemożliwe...") czy narzekania niektórych na filmy o agencie 007 ("przecież to by go już dawno zabiło...") potrafią mnie doprowadzić do szewskiej pasji.

11:52 PM  
Blogger Avraxis said...

Nie wiem, jak Ci to powiedzieć, ale... żadnej konkretnej lektury nie mam na myśli.
Mówię raczej o pewnym sposobie myślenia- nie rozumiem, czyli autor pisze niezrozumiale (bo przecież to nie ja jestem zbyt głupi, by zrozumieć, skądże :P ), a skoro pisze niezrozumiale, to ma w tym jakiś cel, a skoro ja innego celu nie widzę, to znaczy, że on nie chce, bym zrozumiał.
Taki typ myślenia może dotyczyć każdego dzieła, jeśli dobierze się do niego ktoś nieprzygotowany na odbiór, dlatego nie mam na myśli żadnego utworu. A całe niezrozumienie moich słów może wynikać ze zbytniej ironii i przerysowania, oraz... tak, ja przemawiałem ogólnikami i zrobiłem to celowo. Pozwolisz zatem, że nie będę dopowiadał nic więcej, poza to, co napisałem. :)

11:13 AM  
Blogger dis said...

Calkiem zreczna sugestia, ze nie zrozumialem konwencji Twojego posta :)
Ale jesli juz przemawiasz ogolnikami, jednoczesnie sugerujac, ze kryja sie za nimi konkrety (patrz: fragment o lekturach), to postaraj sie, prosze, by jakies konkrety sie za nimi faktycznie kryly i w dyskusji mozna by bylo o nich porozmawiac - bo w przeciwnym wypadku wychodzi na to, iz konwencje traktujesz jako usprawiedliwienie pisania "sobie a muzom", a jak ktos nie zrozumial "co poeta miał na myśli" - to cham i prostak.

2:15 PM  
Blogger Avraxis said...

Uhm... wyszło na to, że jestem takim pisarzem, o jakim pisałem- a ja nie chciałem nic sugerować, tylko wytłumaczyć. Tym bardziej, że ogólniki to tutaj nie żadna konwencja, tylko pewien chwyt na przedstawienie (tak, przerysowane i ironiczne) sposobu myślenia, o którym pisałem.
Co do lektury- w tekście posta "lektura" występuje tu nie jako "lektura szkolna", tylko jako "lektura tekstu". Jeśli chodzi Ci o "lektury szkolne", które pojawiły się w moim komentarzu- chyba sam się w podstawówce/liceum spotkałeś z takimi zachowaniami i myślę, że wiesz, o co chodzi. :) Dodam jeszcze tylko, że w tym kontekście nie wiem, o jakie konkrety Ci chodzi- mam sypać nazwiskami znajomych z liceum? :)

4:57 PM  
Blogger dis said...

Hmm, luzik w takim razie - tylko co do tych konkretow: chodzilo mi raczej o konkretne pozycje, ale sam stwierdziles, ze nie masz na mysli zadnej konkretnej. I to jest wlasnie lyzka dziegciu w beczce miodu - bo o ile tekst jest dobrze napisany i zawiera nieglupia mysl, to opiera sie (w tym konkretnym miejscu) na nieistniejacych przykladach. IMHO troche oslabia/rozmywa to przekaz calosci...

5:59 PM  
Blogger Avraxis said...

Nic nie jest idealne. :)
Zresztą, byłem pewien, że każdy przykłady takich "trudnych" lektur sam jest w stanie sobie podać, z osobistych doświadczeń. Każdy ma własny umysł i dla różnych ludzi różne teksty są trudne. Napisałbym np. że "Proces" w moim liceum został odebrany jako ciężka książka, to ktoś mógłby wznieść sprzeciw, bo dla niego "Proces" ma jasny, wyraźny przekaz i nie sprawdza się jako przykład prawdziwości mojej myśli.

Cóż, może wykorzystanie "Procesu" jako ilustracja mojego argumentu nie było zbyt fortunne, ale chyba wiesz, o co mi chodzi. :)

8:10 AM  

Post a Comment

<< Home