Wednesday, March 12, 2008

Myślące oceany, granice nauki i inne kosmity, czyli nieżyciowe wynurzenia o zapatrzeniu w siebie

"... nie chcemy zdobywać kosmosu, chcemy tylko rozszerzyć Ziemię do jego granic. Jedne planety mają być pustynne jak Sahara, inne lodowate jak biegun albo tropikalne jak dżungla brazylijska. Jesteśmy humanitarni i szlachetni, nie chcemy podbijać innych ras, chcemy tylko przekazać im nasze wartości i w zamian przejąć ich dziedzictwo. (...) Nie szukamy nikogo oprócz ludzi. Nie potrzeba nam innych światów. Potrzeba nam luster. Nie wiemy, co począć z innymi światami. Wystarczy ten jeden, a już się nim dławimy. Chcemy znaleźć własny wyidealizowany obraz; to mają być globy, cywilizacje doskonalsze od naszej, w innych spodziewamy się znowu znaleźć wizerunek naszej prymitywnej przeszłości. Tymczasem po drugiej stronie jest coś, czego nie przyjmujemy, przed czym się bronimy (...)."
Stanisław Lem "Solaris", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002

Miałem problem z wyborem cytatu z "Solaris", bowiem żaden fragment tej powieści wyjęty z kontekstu nie przekaże, czym ona tak naprawdę jest. Podszewka science-fiction jest w niej tylko pretekstem do łączenia różnych gatunków. Mamy tu bowiem romans, dramat psychologiczny, tragedię (prawie w greckim wydaniu) i traktat filozoficzno-naukowy naraz.

Mnogości gatunków towarzyszy mnogość tematów, które Lem porusza. Mamy tu studium psychologiczne, traktat o naturze nauki, o człowieczeństwie, miłości i cierpieniu, niemożności komunikacji, a wszystko to łączy się ze sobą i przeplata, tworząc uderzającą rozmachem i pomysłowością całość.

O wszystkich wątkach nie sposób pisać w krótkim poście, ale jedną z cech "Solaris", jakie mnie uderzyły, było zanurzenie fabuły w obcości, nieludzkości i osamotnieniu. Tytułowa Solaris to planeta odkryta przez ludzi w nieokreślonej przyszłości, pokryta dziwnym, galaretowatym oceanem, który okazuje się być jednym organizmem, obcą formą życia. W miarę czytania dowiadujemy się, że w ciągu niespełna stu lat badań ludzkości nie udało się odkryć istoty solaryjskiego oceanu i, pomimo usilnych starań, nie udało się również nawiązać z nim kontaktu.

Ocean jest czymś obcym, niezrozumiałym dla człowieka - jak "bogowie" u Lovecrafta - czymś, z czym człowiek nie ma możliwości się porozumieć, czymś, czego nie ma szansy pojąć. Ludzkość zadufana w nauce napotyka granice swojego poznania i, okazuje się, te granice wcale nie są czymś odległym. Wystarczy wyjść poza ziemskie spojrzenie, poza ludzki punkt widzenia i nauka się gubi.

Okazuje się też, że granice poznania nie dotyczą tylko tak wydumanych i przeciętnemu człowiekowi do życia niepotrzebnych spraw, jak kontakty między cywilizacjami. Ludzki punkt widzenia okazuje się przecież niewystarczający przy bardziej "przyziemnych" problemach - znamy przecież budowę człowieka, mechanizmy działania zwierząt, roślin, ale to w żadnym wypadku nie zbliżyło nas do poznania istoty życia jako takiego (podczas badań nad oceanem powstały całe biblioteki o tworzonych przez niego formach, jednak to nie pomogło w poznaniu jego istoty). W samym człowieku istnieje punkt, którego nauka nie potrafi przeskoczyć. Emocje można tłumaczyć procesami zachodzącymi w mózgu, działaniem hormonów, a przecież nie oddaje to skomplikowania ludzkiej psychiki, nie tłumaczy nieraz nielogicznych zachowań człowieka. Materialny punkt widzenia bardzo szybko natrafia na miejsce, gdzie kończą się możliwości jego zastosowania.

Człowiek jest z natury egoistą, ale to zamknięcie w samym sobie zamyka go na wszystko inne. Zarówno w skali mikro, jak i makro.

7 Comments:

Blogger gawroński said...

Brak możliwości kontaktu to jeden z najczęściej spotykanych motywów u Lema. ;)

Lubię w jego twórczości to, że on pokazuje naszej pewności siebie, że możemy wszystko ogarnąć, lekko drwiąco język ;) Uczy on nas pokory, która nas jest nam potrzebna.

3:46 PM  
Anonymous Anonymous said...

Cześć, Krzysiu...
Doszły mnie słuchy, że od dłuższego czasu konstruujesz w ukryciu broń masowej zagłady. W związku z tym, chciałem do Ciebie zaapelować, abyś zaniechał realizacji swych niecnych planów i nie niszczył całego świata. My chcemy żyć! Z góry dziękuję za pozytywne rozpatrzenie mojej prośby.

Pozdrawiam

5:21 PM  
Blogger Unknown said...

"Solaris" jest właśnie przez tą naszą ogólnoludzką niemożność przytłaczającą i smutną lekturą. Lem był świetnym filozofem-humanistą, który w rewelacyjny sposób dotykał naszych małych strachów, wiedział, gdzie uderzyć, niejednokrotnie ruszając sumienie zadufanego, wierzącego w swoje nieograniczone możliwości człowieka. Lem pokazywał granice, których nie da się przekroczyć. Albo na których osiągnięcie potrzeba głębszej refleksji i hamulca - nie wszystko za wszelką cenę. Niestety. Albo i stety.

Rzekła ja, aaricia dawna. Bełkotliwie lekko, może mądrze. Też odrobinę.

9:37 PM  
Anonymous Anonymous said...

Konstruowaniu broni masowej zagłady mówimy stanowcze NIE! Pomyśl o wiewiórkach! Bycie ojcem chrzestnym nie jest takie straszne, nie rób tego! Zrób co zrobiłby Don Vito, zachowaj spokój!

11:14 PM  
Blogger Avraxis said...

This comment has been removed by the author.

8:12 PM  
Blogger Avraxis said...

Huhu, ile się komentarzy zrobiło!
Miło mi, Aaricia, że Twoje poprzednie wejście nie było jednorazowe. :) A co do "Solaris", to jest to książka smutna nie tylko z powodu tej wszechobecnej niemożności. Mnie, o dziwo, bardzo ruszył wątek romantyczny, który mnie na początku, powiem szczerze, irytował. Potem jednak rozwinął się w tak zaskakującym kierunku... wzruszyłem się. ^^
Odnośnie zdobywania świata: na razie od mego niecnego planu oderwały mnie bardziej przyziemne sprawy - studia i takie tam. Jednak znalazłbym czas na wytropienie źródła przecieku... gdybym tylko znał tożsamość dwóch anonimów... :P

8:15 PM  
Blogger Unknown said...

A też się cieszę, że depczę tutaj już po raz kolejny ;) Wątek romantyczny też mnie ruszył. Bo był tragiczny strasznie. Smutny cholernie. Ludzki taki, choć w kosmicznym wymiarze.

6:51 PM  

Post a Comment

<< Home