Pop-Czytelnik

Thursday, May 11, 2006

Geniuszu Lema żywe dowody?

"Brak nam tylko w tym świecie owych dawnych czarowników i mocy nadprzyrodzonych. Rzeczywiście: trudno byłoby określić, na czym polega "cudowność" w krainie robotów, gdzie niemal wszystko, co można wymyślić, da się skonstruować, a tym samym obszar tego co "naturalne" (...) rozszerza się prawie w nieskończoność. (...) Tak więc nie ma w Bajkach Robotów sfery zdarzeń nadprzyrodzonych - i jeśli nawet czytamy o czymś, co zaprzecza prawom fizyki (...), to skłonniśmy to raczej przyjąć za żart autora, który bawi się konwencją baśniowej przesady, niż za rzeczywisty wynik działania jakichś nadnaturalnych sił."
Jerzy Jarzębski "Posłowie" w: Stanisław Lem "Bajki Robotów", Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1983

Cytowanie posłowia do książki może wydać się dziwne, bo takie posłowie jest nie do końca zrozumiałe, jeśli rzeczonej książki się nie czytało, jednak ten fragment (i parę innych w przywołanym powyżej tekście) uświadomił mi parę ważnych spraw...

W posłowiach nie ma nic nadzwyczajnego. Ich autorzy wyjaśniają w nich rzeczy, które są widoczne przy czytaniu, rzeczy, których właściwie wyjaśniać nie trzeba. Najdziwniejszym jest jednak, że czytelnik (dokładniej mówiąc - ja i, jeśli się z tym zgodzisz, Ty, drogi Internauto) podczas lektury nie zdaje sobie z tych rzeczy sprawy. Ot, czytasz, z wypiekami na twarzy, kończysz, a potem dochodzisz do posłowia (tudzież jakiegokolwiek innego opracowania) i "buch"- zostajesz uderzony wiedzą, którą właściwie posiadałeś, ale jakby nie została ona przed Tobą odkryta przez kogoś innego, to z nikim nie potrafiłbyś się nią podzielić, nie zdawałbyś sobie sprawy, że ona istnieje i że Ty również zauważyłeś to, o czym mówi autor opracowania. Właściwie to ja wiem, o czym takie posłowie mówi i nie jest to dla mnie niczym nowym, jednak zostaję uderzony trafnością wypowiedzi, zostaję nią zaskoczony, jakbym wcześniej nie zdawał sobie sprawy, że wiem, o czym w posłowiu czytam. A prawda jest taka, że rzeczywiście sobie nie zdawałem sprawy, dopóki o tym nie przeczytałem.

Do czego zmierzam tymi enigmatycznymi wywodami? Do pytania, czy ja wiedziałem to wszystko, o czym przeczytałem w posłowiu, czy też nie wiedziałem, ale z tego, co wyniosłem z omawianego w opracowaniu tekstu, jestem w stanie to posłowie zrozumieć i przyswoić sobie wynikającą z niego wiedzę jako własną? Krócej: czy ja wiedziałem, czy też miałem tylko poszlaki, którymi nie byłbym w stanie dojść do wiedzy, gdybym nie przeczytał opracowania? Na moim obecnym etapie oczytania nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie.

Z tych pogwatmanych przemyśleń wynikają co najmniej trzy rzeczy. Po pierwsze: nigdy nie wiesz, co naprawdę kryje się w danym tekście. Może Ci się on podobać, albo nie, jednak prawda jest taka, że ktoś inny może znaleźć coś, czego Ty podczas lektury nie złapałeś. Słowem, w każdym tekście może tkwić więcej, niż Ci się wydaje (choć trudno w to uwierzyć, jeśli weźmiemy pod uwagę np. takiego "Harlequina"). Po drugie: wbrew pozorom, wstępy, posłowia i inne takie teksty nie są jedynie garścią liter potrzebnych do zapełnienia stron, garścią, którą się opuszcza, "bo takich rzeczy się nie czyta". Dobrze napisany wstęp czy posłowie może naprawdę dużo rozjaśnić i uświadomić, pogłębić odbiór tekstu- i nie musi być przy tym przerażająco nudny. Po trzecie: nigdy nie wiesz, czy nie jesteś za głupi, by w pełni zrozumieć, "co autor miał na myśli" (tutaj muszę przyznać, że poczułem się jak żywy dowód mądrości Lema, który powiedział "nikt nic nie czyta, a jeśli czyta, to nic nie rozumie"). :)