Pop-Czytelnik

Sunday, December 24, 2006

O tanich kredytach od Mikołaja i Coca Coli w Święta

"Prezenty. Zawracanie głowy. Gdzie się podziewa Mikołaj? - ja się pytam. Wszyscy wiemy, że daleka droga z Laponii. Widocznie globalne ocieplenie powoduje, że w końcu na czas nie dojeżdża - renifery wymiękają na gołym asfalcie i sań nie chcą ciągnąć. W efekcie co roku kwestia prezentów spada na nasze barki. Trzeba ratować honor starszego pana w śmiesznej czapce i pokupować każdemu co tam sobie życzył, udając że to "od Mikołaja". Ha! Koń by się uśmiał. I już nieważne, że korki, że kolejki, że koszty. Najsmutniejsze jest to, że nie ma w tym wszystkim ani smaku tajemnicy, ani elementu niespodzianki. Nawet dziecko wie dziś dokładnie co chce dostać i kręci nosem jak nie znajdzie pod drzewkiem podarunku zgodnego z oczekiwaniami."
Anita Lipnicka "Na co komu święta?"

Ponownie cytuję "nie-do-końca-poważną" literaturę - i znowu jest to jeden z felietonów pani Lipnickiej zamieszczony na jednym z popularnych polskich serwisów internetowych. Tym razem pani Anita traktuje o Świętach i nie byłoby w tym nic dziwnego - w końcu pod koniec roku każdy traktuje o Świętach - gdyby nie ten dziwnie krytyczny ton...

Muszę przyznać, że po przeczytaniu felietonu moje nastawienie było bardzo sceptyczne, wręcz podejrzliwe. Teksty publicystyczne p. Anity, jak dotąd, były w większości poważne, jednak pisane z dużą dozą humoru i prawie zawsze można z nich było wyłuskać pewne optymistyczne przesłanie. Tym razem jest inaczej. Piosenkarka jest zirytowana, nie kryje się z tym, a na dodatek nie próbuje doszukiwać się w obecnej sytuacji czegoś pozytywnego. Felieton kończy się akapitem przepełnionym, co prawda, cichą nadzieją, że w przyszłości będzie inaczej, jednak niezbyt napawającym w wiarę, że coś się zmieni i bezpośrednio stwierdzającym, że "jest źle". Zresztą, drogi Internauto, przeczytaj to sam:

"Pod moim oknem kocą się koty. Mam wrażenie, że to wiosna. Z drugiej strony, od paru dni śledzi mnie śledź - patrzy na mnie podejrzanym wzrokiem za każdym razem kiedy otwieram lodówkę. Chyba jednak zanosi się na jakąś Wigilię. Koty mnie nie dotyczą. Muszę coś zrobić z tym śledziem. Muszę coś zrobić z tymi świętami. A kysz, wszystkie uprzedzenia! Niech zstąpi tu natychmiast Duch Święty i magię ze sobą przyniesie. Trochę cudu spirytualnego uniesienia, trochę piękna polskiej tradycji, trochę uroku rodzimego folkloru. Ale nie tego z cepelii. Takiego ci u nas dostatek. Sprzedaje się na prawo i lewo, za grube pieniądze. Chodzi bardziej o rzeczy, których kupić się nie da, które gubią się gdzieś po drodze (jak biedny Mikołaj, co już w nowych warunkach nie wyrabia). Błagam. Niech coś CZYSTEGO z tego wszystkiego ocaleje. Mam córkę. Jak nie dla mnie, to dla niej."
Anita Lipnicka "Na co komu święta?"

Tutaj dochodzimy do sedna całego tego pesymizmu. Swięta.

Po przeczytaniu komentarzy, w większości nie pozostawiających suchej nitki na szaro-burym obrazie najważniejszych dni w chrześcijaństwie, jaki serwuje nam p. Anita, mój podejrzliwy stosunek do felietonu trochę się zmienił (w czym pomogły mi również nieliczne głosy broniące punktu widzenia naszej piosenkarki). Zmusiłem się, by przemyśleć, dlaczego autorka felietonu napisała to, co napisała. I z przerażeniem odkryłem, że ja myślę podobnie.

Dzisiejsze Święta niewiele już mają wspólnego z okresem radowania się i wybaczania, jakim były kiedyś. Dzisiejsze Święta to, niestety, marketing. Święta są tylko dla prezentów. Wybaczanie wypierane jest przez wieczne narzekanie na ceny i tłumy w sklepach. Śnieg, bez którego kiedyś nie wyobrażano sobie Świąt, jest dziś tylko zawadą dla kierowców. Czas wolny wypełniony jest głównie gorączkowymi zakupami, wyczerpującym sprzątaniem i wielogodzinnym staniem nad garami. Św. Mikołaj reklamuje dziś tanie kredyty od podejrzanych firm i telefony komórkowe - i to najbardziej mnie irytuje w dzisiejszej komercjalizacji Świąt.

W Katowicach, moim rodzinnym mieście, na każdym kroku napotkać można ostatnio dwie wyjątkowo drażniące ulotki. Na jednej widnieje niemalże komiksowa, zajmująca ponad połowę kartki, twarz św. Mikołaja z wielkim nosem i poczciwym uśmieszkiem - a na jego brodzie wydrukowane "tanie kredyty, zadzwoń..., adres...". Na drugiej - twarz Mikołaja jest o wiele mniejsza i bardziej dystyngowana, co nie przeszkodziło autorowi reklamy umieścić w ustach świętego, za pomocą komiksowego dymku, słów "prezenty o wartości: " (lub coś w tym rodzaju). To są dla mnie dwa przykłady na osiągnięcie dna przez przesiąknięcie najgorszą stroną kapitalizmu.

Jest tak, jak pisze p. Lipnicka. Święta utraciły dużą część swojej magii przez to, że stały się produktem, który można (a wręcz należy) sprzedać. Przez przesyt piosenką pt. "Last Christmas" (którą, swoją drogą, poza okresem Bożonarodzeniowym, wszyscy szczerze nienawidzą). Przez Crazy Froga, który tę piosenkę scoverował. Przez Mikołaja sprzedającego komórki ze swoją ah, jakże uroczą asystentką. Przez rozpoczynające i kończące bloki reklamowe filmiki z kichającym reniferem. I przez to, że mało kto się temu przeciwstawia, a jeśli się przeciwstawia, to jest osądzany jako niespełna rozumu.

Smutne, że mało kto zauważa, że dzisiejszy św. Mikołaj, ten w czerwonym futerku i długą, białą brodą, to produkt marketingowców Coca Coli.

Całe szczęście, że są jednostki, które wciąż krzewią magię Świąt Bożego Narodzenia. Przykładem może być pani, która to, wychodząc ze swojego bloku w Piekarach, zobaczyła pewnego chłopaka (czytaj: mnie) i choć osobnik ów nawet jej nie zauważył, miał trochę spuszczoną głowę i spieszył się na autobus, nie przeszkodziło to rzeczonej kobiecie powiedzieć, z rozbrajającym uśmiechem na twarzy: "Wesołych Świąt". Pani ta, co usłyszałem już za swoimi plecami, życzeniami obdarzyła również innego przechodnia, co świadczy o tym, że lubi bezinteresownie dzielić się swoim świątecznym nastrojem z zupełnie obcymi ludźmi. Za to będę podziwiał ją do końca życia.

Na koniec chciałbym podziękować mojej rodzinie, że przynajmniej częściowo udaje jej się przeciwstawiać "sprzedawaniu" Świąt. Chciałbym również życzyć Ci, drogi Internauto, zdrowych, spokojnych Świąt i szczęśliwego, niezbyt bolesnego (pod względem głowy) skoku w Nowy Rok.

Zirytowany, ale pełen nadziei
Avraxis

PS. Z dumą zawiadamiam, że p. Lipnicka pod koniec cytowanego felietonu używa znanego (mam nadzieję) z tego bloga zwrotu "drogi internauto". Nawet, jeśli jest to zwykły zbieg okoliczności, to bardzo mnie on ucieszył - za co serdecznie, pani Anito, serdecznie dziękuję. :)

Friday, December 15, 2006

Głupota wg autora horrorów

"Wielu ludzi wierzy w rozmaite wyssane z palca plotki i kaczki dziennikarskie, natomiast zaprzecza dowodom dostarczanym przez nasze własne zmysły, uznając je za omamy bądź halucynacje."
H.P. Lovecraft, August Derleth "Obserwatorzy Spoza Czasu", Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2000

Widząc nazwisko Lovecrafta w podpisie powyższego cytatu, pierwszą myślą, jaka powinna Ci się nasunąć, drogi Internauto, jest: "Oho, tym razem ten wariat znów będzie gadał od rzeczy. Tym razem o zjawiskach paranormalnych." Znając Lovecrafta bowiem (a zakładam w swej niepojętej pewności, że przynajmniej o nim słyszałeś), doskonale zdajesz sobie sprawę, że ów autor nie pisał o niczym innym, jak o zjawiskach paranormalnych (jak znakomita większość autorów horrorów zresztą), i owszem, pisać mógłbym o tym, jak to ludzie niewrażliwi są na sygnały z zaświatów, wizyty z kosmosu i teorie spiskowe, na które dowody są tak gorliwie zbierane przez garstkę zapaleńców, potocznie zwanych "świrusami". Uważam jednak, że takie gadanie jest bezcelowe - kto wierzy, ten i tak wierzyć nie przestanie, a kto nie wierzy, ten po mojej gadaninie w swej niewierze pozostanie.

Nie o kosmitach, ani nawet nie o duchach chcę zatem pisać, choć temat ów wdzięczny jest i kontrowersyjny. Wypowiedzieć się zamierzam na temat bardziej przyziemnej obserwacji, jaką poczyniłem, a którą zgrabnie ilustruje powyższy cytat. Zauważyłem bowiem, że ludzie chętnie wysłuchują piosenek Kaczyńskich o rozwalaniu układów, kazań pięknego Romana o znaczeniu rodziny w budowaniu społeczeństwa, zapewnień Leppera, że rolnicy dostaną jeszcze więcej, ale nie widzą nieudolności polityków PiS-u w urzeczywistnianiu "cudu IV-tej Rzeczypospolitej", rasismu i nacjonalizmu w ideologii LPR-u i demagogii Leppera. W tym miejscu muszę również napisać, że obserwacja ta nie była szczytem zdolności poznawczych, na jakie stać człowieka - ot, taka sobie gadka, jakich słyszymy wiele w dzisiejszych czasach - oraz, że wybory pokazały, iż tendencja odbierania informacji "na przygłupa" zaczyna zanikać. Muszę również przyznać, że w mojej gadaninie nie ma nic ciekawego, ani tym bardziej oryginalnego, co udowadnia fakt, że już Lovecraft dostrzegał hipokryzję człowieka zaślepionego. Pozwolę sobie oślepnąć na to, że pan Howard miał na myśli coś zgoła innego. ;)

Na koniec opiszę zabawną scenkę, którą kiedyś obejrzałem w naszej ogłupiającej telewizji. Reporter jakiejś telewizji pyta uliczną kramarkę - wyglądającą na młodą, najwyżej w średnim wieku kobietę - o LPR. Ta odpowiada szczerze, ale uprzejmie, że nie ma zbyt pozytywnej opinii o naszych pogromcach Darwina, kiedy przechodząca staruszka zaczyna wykrzykiwać, jaką to wspaniałą partią jest LPR oraz ile to nie uczy nas Giertych. Gdy reporter pyta, czego uczy nas Giertych ta wykrzykuje z szewską pasją: "Kultury uczy!"

Pamiętaj więc, drogi Internauto: media kłamią, a nazistowski znak to tylko gest zamawiania piwa u kelnera.